pwilkin pwilkin
399
BLOG

O metodologii słów kilka

pwilkin pwilkin Polityka Obserwuj notkę 13

Wahałem się długo, czy pisać tę notkę. Mam trochę wrażenie, że to syzyfowa praca - mało kto lubi czytać posty, w których traktuje się o kwestiach metodologicznych. Większość ludzi jest bowiem przekonana, że ich właśne wnioskowania, rozumowania, argumenty etc. są nienaganne i konkluzywne i bardzo niechętnie przyjmuje wszelakie sugestie, że jest inaczej. Ci, którzy wiedzą, że tak nie jest, z reguły tego typu notek nie potrzebują - wszystko to (albo przynajmniej większość z tego), co tutaj napiszę, będzie dla nich mało odkrywcza i oczywista. Widząc na Salonie wzrastającą ilość notek pretendujących do miana analiz uznałem jednak, że chwila sprzyja poruszeniu tego tematu. Zamiast dokonywać krytyki metodologicznej tekstów szczegółowych (co tym bardziej sprzyja odrzuceniu treści, bo wówczas uwagi metodologiczne traktowane są jako instrument retoryczny w walce politycznej) podrzucę parę uwag ogólnych - kto wie, może dla kogoś część z tego okaże się jakkolwiek odkrywcza.

Na początek warto poruszyć kwestię podstawowych założeń. Otóż niejednokrotnie przy okazji analiz faktualnych (bo o takich tutaj będę mówił; w kwestii definicyjnej - przez analizę faktualną będę rozumiał taką analizę, która dąży do rekonstrukcji pewnego rzeczywistego stanu rzeczy, zwanego dalej faktem) widziałem na Salonie przekonanie, że do tego typu analiz konieczny i wystarczający jest "otwarty umysł", czyli, mówiąc precyzyjniej, zdolność tworzenia szerokiej przestrzeni możliwości. Otóż jest to poważny błąd, wynikający z próby przeniesienia myślenia humanistycznego na sferę faktów. Otwarty umysł niezwykle przydaje się przy działalności twórczej, np. przy pisaniu powieści - tam bowiem atrakcyjność przekazu jest kwestią najważniejszą, a spójności obrazu nie weryfikuje rzeczywistość, tylko odbiorca - który skłonny jest zawiesić swoje wątpliwości bądź wypełnić luki w obrazie, jeśli obraz ten zaspokaja jego wrażenia estetyczne.

Zupełnie inaczej wygląda sprawa w przypadku analizy rzeczywistych zjawisk. Tutaj bowiem nie mamy swobody wyboru. Spośród całej rzeszy możliwości prawdziwa jest bowiem tylko i wyłącznie jedna. Oczywiście to zastrzeżenie nie stosuje się do poziomu manipulacji społecznej - jeżeli nie tworzymy analizy, tylko propagandę, to znów jesteśmy ograniczeni tylko i wyłącznie wiarygodnością wizji dla potencjalnego odbiorcy, a nie faktami.

Przy tworzeniu analizy, w przeciwieństwie do tworzenia propagandy, niezbędna jest zatem nie próba odpowiedzi na pytanie, jaka wersja wydarzeń będzie najbardziej atrakcyjna dla odbiorcy (tudzież, co jest częstym błędem nawet przy profesjonalnie robionych analizach, dla nadawcy), tylko jaka wizja zgadza się z rzeczywistością. Znów - z rzeczywistością, a nie z wizją rzeczywistości akceptowaną przez pewną grupę. Dobra propaganda celuje w to drugie, dobra analiza - w to pierwsze. Potrzebny jest zatem umysł krytyczny - taki, który jest w stanie odrzucać pewne wersje wydarzeń jako niezgodne z faktami, i to niezależnie od szeroko pojętej "wygody" takich wersji. Oczywiście umysł otwarty także jest tu niezbędny - nie odkryjemy nigdy prawdziwej historii wydarzeń, jeśli w naszej konstuowanej przestrzeni możliwości tej historii nie będzie.

Tyle tytułem wstępu, teraz przechodzimy do kwestii zasadniczych. Jak wygląda proces tworzenia analizy i czym się różni od tworzenia spójnej i dobrze skonstruowanej opowieści (czy też "narracji", jak to ostatnio zwykło się mawiać)? Po pierwsze, potrzebny jest nam zakres przedmiotowy analizy. Wcześniej pisałem, że próbujemy rekonstruować stan rzeczy - pod tym pojęciem może się także kryć stan rzeczy rozciągnięty czasowo i połączony związkami przyczynowo-skutkowymi. Możemy zatem rekonstruować pewne zdarzenie bądź pewien połączony ciąg zdarzeń. Ważne jest, aby precyzyjnie określić cel analizy. Rozmach nie jest tutaj bowiem pożądany, z przyczyn, o których będzie za chwilę.

Kiedy już dysponujemy precyzyjnie określonym celem analizy, możemy zabrać się za formułowanie hipotezy. Oczywiście trzeba pamiętać o zastrzeżeniach wspomnianych powyżej - hipoteza to nie "wiarygodna narracja", tylko nasza rekonstrukcja faktów. Dlatego też, aby w ogóle sformułować hipotezę, potrzebna nam jest odpowiednia ilość danych - wiarygodnych i spójnych informacji. Obrazowo można sobie hipotezę przedstawić jako graf bądź przestrzenną siatkę - pewne miejsca w owej siatce wypełnimy za pomocą wnioskowania, jednak aby tego dokonać, musimy mieć odpowiednio dużo miejsc w owej siatce już wypełnionych. Stąd powyższa uwaga o "rozmachu" - im szerzej określimy zakres naszej analizy, tym więcej informacji będziemy potrzebować.

W tym miejscu warto wspomnieć o dwóch kwestiach. Po pierwsze, często już na tym etapie dokonanie analizy okazuje się niemożliwe. Trzeba pamiętać, że dwie kwestie związane z analizą - potrzeba jej dokonania oraz możliwość jej dokonania - są do siebie niemal doskonale prostopadłe. Możemy bardzo potrzebować analizy, do której brakuje nam dostatecznych danych, możemy też umieć dokonać analizy, której zupełnie nie potrzebujemy (albo nawet pożądamy jej braku). Selekcja informacji jest tutaj niezwykle ważna. Trzeba pamiętać, że nie istnieje jedno-jednoznaczna korespondencja między informacją a faktami. Informacje to nośniki pewnych stanów rzeczy, ale niekoniecznie rzeczywistych. W szczególności, często informacje bywają ze sobą sprzeczne. Z tego powodu dokonywanie analizy to bardzo często operacja rekurencyjna - aby określić, która informacja z pewnego zbioru jest informacją faktyczną, trzeba dokonać odrębnej podanalizy. Znów - na tym etapie niezmiernie trzeba wystrzegać się wyboru tych informacji, które są wygodne (pozwalają na łatwe dokonanie analizy) bądź psychologicznie pożądane, zamiast tych, które ściśle wskazują na fakty. Jeśli w wyniku procesu pozyskania i analizy dostępnych informacji okaże się, że nasza docelowa analiza jest niewykonalna, mamy do wyboru dwie drogi - możemy albo zawęzić zakres analizy, albo ją porzucić. Niedopuszczalne jest natomiast wypełnianie luk hipotezami - chyba, że owe hipotezy potrafimy udowodnić w toku odrębnej analizy. Jeśli bowiem pozwolimy sobie na takie postępowanie, dostaniemy wersję wydarzeń wprawdziwe niesprzeczną z dostępnymi informacjami (przy dobrze dokonanym rozumowaniu), niekoniecznie jednak jakkolwiek skorelowaną z faktami. Innymi słowy - dobrą historyjkę, zamiast rekonstrukcji zdarzeń.

Zakładając, że dysponujemy już adekwatnym zbiorem informacji, można przystąpić do samej analizy. Tutaj istnieje całe mnóstwo pułapek, których należy się wystrzegać, a o których z braku miejsca wyczerpująco nie napiszę, bo jest to temat na kilka ładnych rozdziałów w podręczniku do logiki i metodologii nauk. Wspomnę tylko o kilku.

Po pierwsze, trzeba wystrzegać się wszelkiego rodzaju presupozycji (vide słynne pytanie oskarżyciela na procesie do Kowalskiego "czy przestał Pan już bić swoją żonę?"), zwłaszcza presupozycji kategorialnych. Przypuśćmy, że mamy sytuację zaginionego dziecka - pytanie o to "kto miałby interes, aby je porwać?" presuponuje celowość zdarzenia, a zatem czyjeś działanie o charakterze sprawczym. Nieprawdą jest, że "pytania są nieszkodliwe" - vide kanoniczny i dość jaskrawy przykład z biciem żony powyżej. Wszelkie tego typu pytania, aby uniknąć ukrytych presupozycji, należy zadawać z owymi presupozycjami wyrażonymi explicite, np. "jeśli to było porwanie, to kto miałby interes, aby je porwać?". Warto też zauważyć, że sensowność zadawania takich pytań jest ściśle uzależniona od wiarygodności poprzednika implikacji. Należy unikać psychologicznej pułapki polegającej na skonstruowaniu teorii dla następnika przy założonym poprzedniku, a następnie wnioskowaniu stąd prawdziwości poprzednika - to klasyczny błąd logiczny. Wyobraźmy sobie bowiem następującą sytuację: Kowalski jest ścigany przez mafię, która odkryła, że zdradził on ich interesy i występuje jako świadek koronny. Pewnego dnia Kowalski zostaje znaleziony w polu trafiony piorunem (charakter obrażeń jednoznacznie potwierdza przyczynę śmierci). Potrafilibyśmy oczywiście skonstruować bardzo dobrą teorię pt. "jeśli to było zabójstwo, to kto miał najwięcej powodów, żeby go zabić", istnienie takiej teorii nie potwierdza nijak hipotezy o zabójstwie. Problem polega na tym, że o ile niekonkluzywność takiego rozumowania widzimy na powyższym przykładzie (gdzie poprzednik jest wykluczony przez dostępne informacje), o tyle w przypadku, gdy poprzednik nie jest wykluczony (a jest z innych względów pożądany - pasuje do prywatnego obrazu świata, ułatwia dokonanie analizy etc.) mamy tendencję do popełniania takiego błędu.

Po drugie, zwłaszcza w przypadku rozumowań przyczynowych, musimy umieć wykluczyć wszystkie możliwe przyczyny poza jedną. Tutaj najpoważniejsze pułapki, które na nas czyhają są dwie, ściśle ze sobą powiązane - dostępność informacyjna i chęć ukończenia analizy. Pierwsza pułapka związana jest ściśle z tym, o czym pisałem w jednym z powyższych paragrafów - faktyczna przyczyna może być przed nami ukryta barierą informacyjną. Może się zatem okazać, że po odrzuceniu możliwych przyczyn nie zostaniemy z żadną, która jest poszukiwanym wyjaśnieniem. Nawiązując do słynnej maksymy Sherlocka Holmesa, która w przybliżeniu mówi, że jeśli wykluczymy wszystkie niemożliwe ewentualności, wtedy to, co pozostanie, nawet jeśli nieprawdopodobne, musi być prawdziwe - to właśnie jest ta pułapka. Może się okazać bowiem, że ostatnia niewyeliminowana możliwość także jest fałszywa, a prawdziwa przyczyna leży poza naszym zbiorem informacyjnym. Maksyma ta ma zastosowanie tylko w przypadku pełnego przeglądu przez zbiór informacji, co w rzeczywistości nigdy nie jest nam dostępne. Jeśli jednak naszym głównym celem jest ukończenie analizy, a nie jej rzetelność, to możemy zignorować to zjawisko i wybrać "ostatnią nieodrzuconą" przyczynę.

Możliwych błędów do popełnienia jest jeszcze wiele - wystarczy wziąć do ręki jakikolwiek podręcznik logiki nieformalnej, aby zobaczyć, ile ludzie popełniają błędów w rozumowaniu. Mam jednak nadzieję, że powyższy, i tak już przydługi jak na kryteria Salonu24, wywód, zilustruje czytelnikom dlaczego dokonywanie analiz to nie jest wcale czynność łatwa, lekka i przyjemna. I dlaczego, słysząc w odpowiedzi na moją krytykę niektórych salonowych analiz "to zaprezentuj lepszą", mogę tylko wzruszyć na takie dictumramionami.

pwilkin
O mnie pwilkin

W pewnym momencie człowiek już nie wytrzymuje i musi te parę słow napisać... Dlaczego nudny? Bo postaram się, aby nie było płomiennych mów, wielkich słów i rzucania gromami, tylko chłodne, rzeczowe analizy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka